Rekopis znaleziony w szarej-gosie
(material wypozyczony - http://pragma.republika.pl)
Niesamowitego odkrycia dokonala wczorajszego ranka niechcacy grupa niemieckich
skinhead'ow, kiedy to z kieszeni kopanej przez nich na dzien dobry staruszki wypadlo kilka rolek zzolknialego papieru. Skini wprawdzie nie umieli czytac, ale znali kogos kto
umial i tak po trwajacej caly dzien odyssei texty trafily z podmiejskiej gosy do berlinskej redakcji Stern'a, gdzie stwierdzono, iz sa to rekopisy nikogo innego jak samego
Johanna Wolfganga von Goethe. Pochodza one prawdopodobnie z bardzo wczesnego okresu tworczosci pisarza i nie byly jak dotad nikomu znane.
Czy rekopisy sa naprawde rekopisami Goethe'go? Czy Stern byl dokladniejszy w swoich badaniach niz w przypadku pamietnikow Hitlera ? Czy kopanie babci zamiast w ziemi stanie sie
standardem w poszukiwaniu reliktow przeszlosci...czas pokaze. Buty ktorym zawdzieczamy to niesamowite otkrycie juz zostaly przekazane do niemieckiego muzeum narodowego gdzie
beda wystawiane po stwierdzeniu orginalnosci rekopisow wraz z nimi w specjalnie przygotowywanej w tym celu gablocie.
Naszemu reporterowi przebranemu jak zwykle za nosorozca udalo sie sfotografowac wycinek
jednego z textow. Publikujemy go ponizej ... calosc byc moze wkrotce w Stern'ie.
...Werter obudzil sie wczesniej niz zwykle i odczul nagla potrzebe odwiedzenia lazienki. Zaspany zwlekl sie z lózka, po omacku dotarl do utesknionego pomieszczenia i podniósl
klape muszli klozetowej. Nagle stwierdzil, ze to nie z tego powodu obudzil sie tak wczesnie. Odwrócil sie szybko w strone lustra i juz wiedzial... Na jego czole wykwitl
ogromny pryszcz.
- Och! Cóz za cierpienie!- krzyknal Werter i zaczal energicznie wyciskac owoc swego mlodzienczego tradziku. Ropa splynela mu po twarzy i rozlala sie po kafelkach. Werter
pobiegl szybko po szmate, zeby usunac te nieestetyczna skaze na wloskiej podlodze. Biegnac potknal sie na progu. Upadl. Och! Co za ból! Lewa noga Wertera zgiela sie w kolanie
acz w odwrotnym kierunku! Co za cierpienie! Werterowi pot splywal po twarzy mieszajac sie na podlodze z kaluza krwi. Werter z uporem nadal parl do kuchni po scierke.
Podpierajac sie rekami pelzl do przodu zalewajac sie potem i wydzielajac brzydkie zapachy. Jednak jego silna wola nie zalamala sie. Gdy przeczolgiwal sie pod stolem jego lewa
noga calkowicie oderwala sie od ciala. Werter nawet na nia nie spojrzal. Tak strasznie cierpial... Ale musial dostac sie do szmaty! Musial! Mimo, iz zostawial za soba rzeke
krwi. Doczolgal sie do szafki pod zlewem. Tam, na rurze, wisiala jego upragniona szmata. Wzruszony Werter otworzyl drzwiczki i ujrzal ja. Chwycil scierke i pociagnal za nia by
ja zdjac. Szarpnal za mocno, uslyszal chrzest wlasnej kosci, lecz szmata nadal wisiala na rurze. Nie zwazajac na ból prawej reki osunal sie na brzuch, chwycil szmate lewa reka
i szarpnal ponownie. Tym razem wraz ze szmata urwala sie rura. Werter wybuchnal placzem.
-Cholera!- krzyknal- bede musial jeszcze wezwac hydraulika!
Chwycil szmate, u której konca nadal wisiala rura i wyjac z bólu i zlosci poczal czolgac sie w strone lazienki. Wil sie jak waz, poniewaz nie mógl juz podpierac sie reka.
Minal lezaca na podlodze swa lewa noge. Jeknal na widok czerwonej plamy na perskim dywanie. Odwrócil glowe w kierunku lazienki i zacisnal zeby mocniej na szmacie. Nagle
poczul, ze zlamal sobie zab trzonowy. Szmata wypadla z jego ust. Werter przeklal szpetnie: -Blend-a-med Soda- i zemdlal...
|